Friday, January 14, 2011

Premiera "Portlandii"

Pozostając na tropie chleba w Portland. Dzisiaj wybieramy się na pra-premierę komediowego serialu „Portlandia”. Będzie gorąco, bo szoł reklamuje się w następujący sposób: czy jesteś młodą osobą gotową na emeryturę, artystą szukającym bardziej kreatywnego sposobu na bezrobocie w tej mizeradzie sytuacji gospodarczej, kimś, kto chciałby zaprezentować swoją kolekcję flanelowych koszul, albo wielbicielem piwa, pączków, książek, deszczu i kawy?
Słowem, kręcone tu, na miejscu, Portland przez bardzo sarkastyczną soczewkę:


Filmik Dream of the 90s (kliknij na tytuł, by obejrzeć)

Ale w końcu samo się Portland prosi! Jedno z haseł promocyjnych miasta głosi „Keep Portland weird” (jak to dobrze przetłumaczyć? Nieustannie  utrzymuj Portland dziwnym?) więc i kablówka IFC, która „Portlandię” zacznie emitować pod koniec stycznia, będzie miała swój udział w zadaniu. W pokazie przedpremierowym, na który bilety zniknęly w ciągu 24 godzin, zobaczymy (udało się nam je dostać!) dwa półgodzinne odcinki, krótkie segmenty o zakręconej parze portlandczyków, granych przez Freda Armisena z sobotniego programu satyrycznego „Saturday Night Live” i Carrie Brownstein, wokalistkę zespołu Sleater-Kinney, która z regionu Pacific Northwest (PNW) pochodzi, a w Portland mieszkała przez 10 lat. Są też inni marzycielscy, progresywni i absurdalni bohaterowie: właścicielka feministycznej księgarni, zagorzały kurier-rowerzysta, sam burmistrz Portland, Sam Adams, w roli asystenta serialowego burmistrza, punkowa para, w której Fred Armisen gra kobietę, a Carrie Brownstein mężczyznę. Oj dzieje się, a dzieje. Moja ulubiona część zajawki to ta w restauracji:


Filmik Portlandia (kliknij na tytuł by obejrzeć)

Jest przytyk do freegan, uprawiających dumpster diving (dosłownie: nurkowanie po śmietnikach) w poszukiwaniu wyrzucanych co dzień na śmietniki amerykańskich sklepów restauracji i domostw ton jedzenia. Uwierzycie, że tutaj łatwiej jest zmarnować niż przekazać głodnym czy ubogim, bo można się narazić na proces w sądzie?! Jest i żart o takich jak ja, zadających pytania o pochodzenie mięsa. Uśmiałam się zdrowo, ale to prawda, że czasem nie trzeba nawet pytać, bo w tutejszych jadłospisach restauracje „chwalą się”, że ich wołowina pochodzi od krów pasących się na trawie (!), a nie tuczonych ziarnami i antybiotykami, a kurczaki naprawdę biegały po podwórku i skubały trawkę, zamiast wcinać kukurydzę w klatce, wybaczcie, z nieczystościami po kostki. Mam tu też znajomych, którzy nigdy nie jedzą mięsa z niewiadomego źródła. Powiedz o tym komuś z regionu Mid-West – weźmie Cię za dziwaka. Taaa... mięso na prawdę pochodzi od krowy, a nie ze styropianowego talerzyka z folią, i krowy  naprawdę nie trawią za dobrze kukurydzy. (A propos, styropianowe talerzyki i pojemniki na jedzenie zostaly ostatnio w Portland zabronione). Uff, zdziwisz się też jak na ciebie spojrzą, gdy będziesz im tłumaczyć, że jogurt to tylko mleko i bakterie. Że co?! Że na 50 składników patrzysz? Że gumy, barwników, konserwantów, polepszaczy, syropu z kukurydzy (HFCS – high fructose corn syrup) i sojowej lecytyny mi odmawiasz? A fe Portland! :-) Reszta stanów poza obszarem PNW myśli o nas tutaj w kategoriach wytatułowanych, wypirsingowanych hipsterów z wąsem o piekielnie liberalnych, progresywnych (burmistrz gej) i wielce pro-ekologicznych i humanitarnych zapatrywaniach.

O nas tutaj? Ale się ze mnie zrobiła dziewczyna z Portland! No to lecę na tę premierę, pośmiać się z samej siebie.

1 comment: